MŚ w ping pongu: Londyńska przygoda Wojciecha Chrząszcza

Klub Sportowy Wamet Dąbcze to nie tylko tenis stołowy. Drużyna znana w całej Europie ze względu na dobre występy w Pucharze Europy TT Inter Cup po raz pierwszy w historii miała swojego zawodnika na arenie mistrzostw świata w ping pongu! Grający od tego sezonu w ekipie z gminy Rydzyna Wojciech Chrząszcz wystąpił na światowym czempionacie w Londynie.

Ping pong to stosunkowo młoda odmiana tenisa stołowego. Po raz pierwszy mistrzostwa świata zostały rozegrane w 2011 roku w amerykańskim Las Vegas. Wówczas historyczny triumf odniósł Rosjanin Maxim Shmyrev. W dziewięcioletniej historii tej dyscypliny najbardziej utytułowanym zawodnikiem jest jednak Andrew Baggaley. Anglik, reprezentujący niegdyś kluby polskiej LOTTO Superligi tenisa stołowego aż czterokrotnie sięgał po tytuł najlepszego zawodnika globu a było to w latach: 2015, 2016, 2019 i w nowym 2020 roku.

Zasadniczą różnicą między tenisem stołowym a ping pongiem jest przede wszystkim sprzęt. Rakietka do ping ponga nie ma gumowych okładzin, a zastępuje je papier ścierny, przez co piłka leci zdecydowanie wolniej. Wielu ekspertów przez to uważa, że ping pong jest lepiej pokazywalny w telewizji, ponieważ akcje są zdecydowanie dłuższe i przeciętny kibic może się “delektować” pięknem tej gry. Dodatkowo w ping pongu gra się do dwóch wygranych setów (z wyjątkiem finału MŚ, gdzie gra się do trzech) do piętnastu wygranych punktów, a nie jak w tenisie stołowym do jedenastu. Zawodnicy grają nominalnie piłką o kolorze pomarańczowym, jednak raz w meczu (w finale MŚ dwa) przy swoim serwisie mogą wziąć piłkę o kolorze białym, czyli tzw. “double point”. W przypadku zwycięstwa, zawodnik otrzymuje nie jeden, a od razu dwa punkty.

“Różnica jest bardzo odczuwalna zarówno w grze jak i poza nią. W tenisie stołowym liczy się przede wszystkim refleks, poprawne ustawienie rakietki czy nóg, a więc rzeczy które są bardzo trudne do zauważenia przez człowieka nie zajmującego się tenisem stołowym. Do ping ponga trzeba się przyzwyczaić, to sport bardziej wytrzymałościowy, ale przynoszący ogromną frajdę ze względu na swoją prostotę i atmosferę panującą wokół niego” – mówił przed wylotem do Anglii Wojciech Chrząszcz.

Pewnych udziału w turnieju głównym mistrzostw świata było już 60 zawodników. Wśród nich trzech Polaków: Jan Olek, Filip Młynarski i Filip Szymański. Ten ostatni był już nawet w ćwierćfinale MŚ! Ponadto, w stolicy Anglii grał również Włoch Lorenzo Ragni, z którym nasi zawodnicy mieli okazję rywalizować w Dąbczu na początku tego sezonu, kiedy to jego Tennisstavolo Norbello mierzyło się z Wametem w pierwszej kolejce fazy grupowej TT Inter Cup. Aby zakwalifikować się do londyńskiego turnieju zawodnicy musieli przechodzić przez eliminacje krajowe. Kwalifikację do turnieju głównego pingpongiści mogli uzyskać poprzez dobre występy na mistrzostwach Europy lub ubiegłorocznych mistrzostwach świata.
Wojciech Chrząszcz z powodu absencji na mistrzostwach Polski musiał już wcześniej udać się do Londynu, aby zagrać w eliminacjach tzw. “ostatniej szansy”. Organizatorzy zagwarantowali cztery miejsca, które można było uzyskać w dwóch turniejach (finaliści obu turniejów awansowali na turniej główny MŚ). Z pierwszego, rozegranego w niedzielę 19 stycznia awans uzyskali Bryan Aiglemont (Francja) oraz Ethan Walsh (Anglia). Kilka dni później, w czwartek do Aiglemonta i Walsha oraz pozostałych zawodników dołączyli Kazeem Adeleke (Nigeria) oraz Mark Mitchell (Szkocja). Wojciech Chrząszcz, po zajęciu trzeciego miejsca w grupie, minimalnie przegrał w 1/16 z Niemcem Danielem Streichem.

“Cieszę się z awansu do 1/16 finału oraz zwycięstw nad Hilmarem Heinrichmeyerem i Nicholasem Branchem. Mam jednak lekki niedosyt, ponieważ w mojej pierwszej grze w grupie wygrywałem z Trevorem Kerrym 1:0 w setach, a później w decydującym, trzecim secie nawet 9:6. Nie ukrywam, czułem stres, tak samo jak w meczu 1/16 finału z Danielem Streichem. W pierwszej partii prowadziłem wówczas 8:4, a w drugiej nawet 14:11. Ostatecznie przegrałem oba sety i musiałem uznać wyższość rywala. Mimo wszystko bardzo się cieszę, że mogłem wystąpić, zdobyć doświadczenie i sprawdzić się na tle innych zawodników. Wiem, że jeszcze bardzo dużo pracy przede mną” – powiedział gracz Wametu Dąbcze.

W finale Mistrzostw Świata Andrew Baggaley zwyciężył Niemca Alexandra Flemminga 3:2. Brązowe medale zdobyli Gavin Rumgay (Szkocja) oraz Liang Xue (Chiny). Zwycięzca otrzymał 20 tysiecy dolarów, finalista 10 tysięcy, a półfnialiści po 5000 dolarów. Pula nagród to 100 tysięcy dolarów.

“Przepiękny mecz finałowy rozegrali między sobą Baggaley i Flemming. Zwroty akcji, niesamowicie długie wymiany, emocje do samego końca. Anglik miał już trzy piłki meczowe, Niemiec wyrównał, ale ostatecznie triumfował zawodnik gospodarzy. Kilka tysięcy kibiców zgromadzonych w hali Alexandra Palace w Londynie wybuchło z radości. Coś niesamowitego. Na ping pongowej arenie jest zacięta rywalizacja, ale przede wszystkim świetna atmosfera. Podobnie to wygląda jak na mistrzostwach świata w Darta. Ludzie krzyczą, śpiewają, piją piwo i cieszą się rozrywką.” – relacjonuje Chrząszcz